środa, 22 lipca 2009

Ojciec Święty patrzy, czyli przez przełęcz Kaczyńską w kierunku Bliźniaków

Udało mi się wreszcie trafić w Beskid Mały, który jest dla mnie swego rodzaju terra incognita - jakoś nigdy nie było tu po drodze, aczkolwiek na Magurce Wilkowickiej zdarzyło mi się już kilkakrotnie być, podobnie jak na górze Żar. Niemniej ku mojej wielkiej radości wreszcie zaczynam odkrywać Beskid Mały.

Korzystając z przedłużonego nieco weekendu, odbyłem 3 wycieczki w Beskidzie Małym.

Na początek wycieczka pod zachęcającym wyżej tytułem, wprawdzie odbyliśmy ją jako drugą z kolei, niemniej zbieżność nazw (przełęcz Kaczyńska, Bliźniaki) czy tabliczki sugerujące, że jest się obserwowanym przez Ojca Świętego, spowodowały że nośniejszy tytuł idzie na początek.

Celem wycieczki było schronisko na Leskowcu (czyli pod Jaworzyną 890), Gancarz i zejście przez przełęcz Kaczyńską do Andrychowa.

Wycieczkę zaczęliśmy w Andrychowie, gdzie zostawiliśmy samochód, przesiadając się do komunikacji miejskiej - linia nr 22, do Rzyk Jagódek, czyli najlepszego punktu wyjścia na Leskowiec.
Trochę zajęło nam znalezienie przystanku z którego odjeżdżają autobusy w pożądanym kierunku, niemniej się udało. Przystanek jest zlokalizowany koło hali sportowej, na ul. 1-go Maja. W weekendy autobusy jeżdżą cca co 2 godziny. Nie zdążyliśmy na 10:16, czekaliśmy zatem na 11:36 (godziny te dotyczą weekendów).
BTW dopiero czwarta napotkana osoba była w stanie nam dokładnie wskazać gdzie szukać przystanku.

Po niecałych 20-tu minutach jazdy dojeżdża się do końcowego przystanku, gdzie zaczyna się czarny szlak, prowadzący do schroniska.
Początkowo łagodnie a potem... potem to lepiej nie mówić. Szlak jest dosyć stromy, z każdym krokiem nabiera się wysokości. Podejście jest naprawdę ostrę, zresztą na krótkim odcinku nabiera się blisko 500 m. wysokości, co ma odzwierciedlenie w 9 punktach GOT.

Tabliczka w punkcie wyjścia mówi o 1 godzinie i rzeczywiście, brutto tyle czasu wejście zajęło.

Pod koniec następuje rozwidlenie trasy - w prawo prowadzi dalej szlak czarny, natomiast w lewo, prosto do Sanktuarium JPII na Jaworzynie (nazywanej Groniem Jana Pawła II) prowadzi szlak "serduszkowy".

Groń Jana Pawła II przeforsowano na fali roku 1981, wówczas działacze PTTK z Wadowic przyjęli stosowną uchwałę i się przyjęło. Ja osobiście jestem przeciwny wprowadzaniu sztucznych nazw. Uważam, że naprawdę nie ma różnicy między nazywaniem wierzchołków, posiadających już nazwę Groniem JP II czy Szczytem Stalina (tak w latach 50-tych nazywał się Gerlach).

Po wejściu na górę, okazało się że wpadliśmy w oko cyklonu - mszę odprawiał akurat biskup żywiecki, co spowodowało tłumy w rejonie schroniska.



Samo schronisko nawet sympatyczne, chociaż z racji tłumów przewalających się przez nie ciężko mówić o komforcie odpoczynku. Polecam kwaśnicę - porcja za 10 zł, może nie najsmaczniejsza za to w ilościach zaiste słusznych.
W schronisku tłum, wokół schroniska tłum a na wierzchołku Jaworzyny, przy sanktuarium - MEGA tłum.

Z nazwą schroniska jest dość śmiesznie, bowiem nazywa się na Leskowcu, podczas gdy faktycznie Leskowiec jest ciut oddalony a schronisko znajduje się pod Jaworzyną. Ale to zupełnie tak samo jak ze schroniskiem na Klimczoku, które jak sama nazwa wskazuje znajduje się na stokach Magury sąsiadującej z Klimczokiem.

Ale widoki spod a w zasadzie to znad schroniska były bezcenne :-)






Ze schroniska, przez wierzchołek Jaworzyny udaliśmy się , zielonym szlakiem, w kierunku Andrychowa. Tabliczka przy schronisku mówi: 3:50. Nam zajęło to 3:10 (brutto).

Droga początkowo prowadzi wspólnie ze szlakiem niebieskim, którym podążał tłumek z mszy...
Na całe szczęście na przełęczy pod Gancarzem, szlak niebieski odszedł w bok a wraz z nim cały tłumek.

Nas szlak zielony zaprowadził na Gancarz, zalesioną górę, z polaną widokową na wierzchołku, zwieńczoną krzyżem, ostatnią górę o dosyć słusznej wysokości. Dalej na północ górki były już tylko takie rzędu 500 m n.p.m.



Poniżej widok z Gancarza na północ.



Zejście z Gancarza to lekki hardcore. Po prostu drobna ścianka pokroju zachodniego zbocza Lackowej czy Chełmu nad Grybowem. Ci co tam byli to rozumieją ;-)
Zdecydowanie wygodniej tam wchodzić (pomimo różnicy wysokości) niż schodzić. Kolana można sobie rozwalić.

Kulminacją w grzbiecie, po wytraceniu ok. 400 metrów wysokości, okazała się Kobyla Głowa. Miejsce związane z legendą. Legenda przedstawiona jest w przewodniku Radka Trusia - Beskid Mały. Ale co tam legenda... na tabliczce stoi jak byk (a może kobyła?): Ojciec Święty patrzy.



O ile rozumiem zadęcie dydaktyczne mające na celu zachowanie tablic jak najdłużej, o tyle z tym patrzeniem to ktoś przegiął. IMHO jest to po prostu niesmaczne.

Dalej droga wiedzie grzbiecikiem z niewielkimi różnicami wysokości, niestety pozbawionym raczej miejsc widokowych. Po jakimś czasie wychodzi się na przełęcz Kaczyńską - całkiem sympatyczną (gdyby nie ta nazwa ;-) pochodząca od pobliskiej Kaczyny, nad którą wznosi się pasemko nomen omen Bliźniaków...)


A na przełęczy znów Ojciec Święty patrzy...

Ciekawostką jest dla mnie dwoistość nazw - według źródeł (mapa, przewodnik) przełęcz u Panienki jest za następną górą, gdzie stoi kapliczka z Najświętszą Panienką.

Przełęcz ta (tzn. U Panienki) jest zwornikiem z pasemkiem Bliźniaków, ciągnącym się równoleżnikowo na północy Beskidu Małego.
Swoją drogą cóż za ironia losu z tymi nazwami: Bliźniaki - niskie, karłowate wręcz pasemko, gdzie wysokości nie przekraczają 570 metrów, do tego przełęcz Kaczyńska. Zaczynam się bać czy nie obrażam Ważnego Urzędu ;-)

Ale dosyć o polityce. Wracamy w góry.
Na przełęczy dochodzi żółty szlak z Bliźniaków. Stąd jeszcze tylko pięć kilometrów i trzy górki do pokonania. Ale droga zaczyna się dłużyć.

Pod sam koniec, kiedy już człowiek ma wszystkiego dość, ze stoków Kobylicy, wreszcie ukazują się widoki i to na cały Beskid Mały. Aż miło było popatrzeć:




Potem jeszcze dwa podejścia i już. Szlak sprowadza do Andrychowa.

Całość wycieczki zajęła 5:15 wliczając w ten czas obiad w schronisku i odpoczynki.
Trasa ta daje 22 punkty GOT.

Już wkrótce ciąg dalszy:
  • wycieczka z Żaru przez Kocierz i przełęcz Targanicką na Trzonkę
  • wycieczka na Czupel - najwyższy szczyt Beskidu Małego.

2 komentarze:

  1. Witam. Beskid Mały ma w sobie magię. Zawsze kojarzył mi się z Chatką pod Potrójną i okrężną drogą na Leskowiec. Nazwy faktycznie troszkę "naciągają" rzeczywistość, tak jak ustawa o zmianie nazw ulic. Tworzymy na nowo historię. Pozdrawiam, życząc dobrej pogody.

    Małrysia Stempi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm ładna wycieczka! Ale Beskid Mały jest na prawdę fajnym terenem! Bardzo tajemniczym terenem a zima bardzo spokojnym choc lezy posród gęsto zaludnionych wsi żywieckich i 5 całkiem spotych miast!
    Ja polecam trasę z Kocierza przez Ściszków Groń, Gibasy, Łamaną Skałę,Beskid i powrót do Kocierza. Może nie ma tu za ładnyc panoram (cos dla przewodników). No może ciekawych miejsc bez liku!
    Więcej na www.toposfera.pl Orócz tych opisanych jest Grota Komonieckiego z wodospadem spadającym u jej wyjścia (reweka!!!) i Tajemnicze źródło (zimna woda) z wmurownym metalowym, bogato zdobionym krzyżem.
    chadzałem tymi terenami jak byłem małym chłopakiem. Potem przez wiele lat moje oczy były skierowane na wysokie góry, wspinaczkę alpejską itp. Dopiero teraz jak mam 3 krzyż na karku doceniam jakie to piekne tereny! Po rpostu szczeka opada! Wielkość nie ma znaczenia i jak to mówią mały ale warjot!
    Z górskim Pozdrowieniem!

    OdpowiedzUsuń