O istnieniu warszawskiej cytadeli wiedzą pewnie wszyscy. Przycupnięta na Skarpie Wiślanej, groźnie straszy swoimi murami, doskonale widocznymi zwłaszcza od strony Wisłostrady. Tysiące warszawiaków codziennie przejeżdża tuż obok, mijając ją jako coś zwyczajnego.
Tymczasem cytadela to zabytkowy obiekt sztuki fortyfikacyjnej, cały czas mało znany bo właściwie niedostępny. Tak zresztą było tu od zawsze, bowiem stacjonowało tu wojsko, lubujące się w tajemnicach. Niedługo ulegnie to zmianie, bowiem zapadły już decyzje o przekazaniu cytadeli na potrzeby Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Katyńskiego. Zanim to jednak nastąpi pozostaje spoglądanie ponad murami lub korzystanie z organizowanych średnio raz na rok dni otwartych.
Sama cytadela powstała po Powstaniu Listopadowym, jako forma represji a jej celem było sterroryzowanie miasta i zapobieżenie jakimkolwiek spektakularnym ruchom wolnościowym. Cel został o tyle osiągnięty, że Powstanie Styczniowe praktycznie ominęło Warszawę. Zawsze stacjonowało tu wojsko - nawet jeszcze przed powstaniem twierdzy, bowiem objęła ona swoim obrębem koszary Gwardii Pieszej Koronnej wybudowane u schyłku XVIII wieku ale oprócz tego także konwikt pijarów i pałacyk Jolly Bord który dał nazwę dzielnicy.
Aura tajemnicy pobudza wyobraźnię. Co zatem kryją mury cytadeli?
Do cytadeli dostać się można jedną z kilku bram, przy czym ogólnie dostępna jest Brama Bielańska czyli Wrota Michajłowskie oraz Brama Straceń czyli Wrota Iwanowskie - od strony Wisłostrady. Prowadzą do X Pawilonu, gdzie mieści się muzeum poświęcone więźniom cytadeli. Wchodząc, warto bliżej się przyjrzeć Bramie Bielańskiej, gdzie dobrze widać jak skonstruowano system obrony - z obu stron bramę chronią działobitnie i strzelnice a wewnątrz samej bramy uwagę przykuwają otwory strzelnicze, służące do rażenia ewentualnego intruza.
Podobnie zabezpieczone są także inne bramy. To czego nie widać to kazamaty - czyli coś w rodzaju piwnic wzdłuż wałów,
prochownie oraz tzw. przelotnie, czyli krótkie tunele służące do ochrony na wypadek ostrzału.
Zachował się historyczny układ ulic, kilka budynków z okresu carskiego a także pałacyk Jolly Bord. W pobliżu kaponiery (czyli elementu wychodzącego z muru, dobrze widocznego u zbiegu Wisłostrady i ulicy Krajewskiego) znajduje sie tzw. skansen czyli mini ekspozycja sprzętu wojskowego: czołgi T-34 i T-54, SKOTy oraz trochę sprzetu artyleryjskiego. Wnętrze kaponiery obecnie pustoszeje a docelowo ma się w nim znaleźć Muzeum Katyńskie. Rozstrzygnięto już konkurs architektoniczny na bryłę Muzeum Wojska Polskiego. Wygrała koncepcja nawiązująca do tradycyjnego układu ulic twierdzy i eksponująca olbrzymi plac Gwardii. Cytadela, mam nadzieję, stanie się wówczas miejscem tętniącym życiem jak Muzeum Powstania Warszawskiego
" pałacyk Jolly Bord ..."
OdpowiedzUsuńA może chodzi o Jelly Bord- własnośc Misia Yogi?
A nazwa Marymont pochodzi od "Mary Mount"..? :-))
OdpowiedzUsuńPzdrw,
Jo
o rany kiedys tu była wartownia a nie klub
OdpowiedzUsuńnaprawdę jest tam ciekawie
OdpowiedzUsuńW latach 69-71 kiedy ja tam służyłem, obok bramy głównej, z jednej strony był sklep dla wojska a z drugiej klub w którym często graliśmy na potańcówkach. Znałem całą Cytadelę jak własną kieszeń, ale to to tyle lat temu, pewnie wiele się zmieniło...
OdpowiedzUsuńTo był legendarny mięsny już za bramą Cytadeli, wybrańcy mieli tam wstęp... Ale na rogu Dymińskiej i Krajewskiego był sklep wojskowy z gadżetami bezcennymi dla chłopców: orzełkami, wojskowymi niezbędnikami, odznakami rodzajów sił zbrojnych :)
Usuń