W przypływie emocji miałem go opublikować od razu ale ugryzłem się w klawiaturę.
Niemniej teraz publikuje go w całości bez żadnych skrótów.
W ten weekend trwa XVII Walny Zjazd PTTK, rozgrywający się praktycznie jak zawsze.
Do władz w większości wchodzą ci sami zasuszeni upsss... chciałem napisać zasłużeni działacze, demokracja zjazdowa odbywa się właściwie w kanonach demokracji socjalistycznej.
Średnia wieku delegatów i kandydatów dość wysoka. W sobotę przez kilka godzin uczestniczyłem w obradach i podczas odczytywania wieku kandydatów jakoś dziwnie często padała liczba 73.
No ale to właściwie petetekowski standard. Zresztą swego czasu dowiedziałem się, że o znajomym, mającym wówczas cca 48 lat mówiono per "młody działacz".
Na zjeździe byliśmy, żeby rozdać delegatom list otwarty Pawła Dudzika. Ulotki się rozeszły jak woda. Śmieszne było jedno - działacze starali się nas nie zauważać i unikali jak ognia. Zachowywali się jakbyśmy byli trędowaci albo rozdawali pocałunki śmierci ;-)
Zastanawia mnie ciąg do władzy o niektórych działaczy. Nie dalej jak we środę rozmawiałem z jednym z nich, który sam, niepytany, zadeklarował że to była już ostatnia kadencja i więcej nie będzie kandydował. Oczywiście w sobotę się okazało że kandydował i został nowym członkiem ZG.
W piątek, zgodnie z przewidywaniami, Walny Zjazd zignorował mój list związany z tym o czym pisałem poprzednio. Przy okazji od pewnego działacza - doktora inżyniera Specjalisty od Bydła - dowiedziałem się że jestem "człowiekiem bez honoru", bo jak śmiałem wyciągać fakty skoro z panem donosicielem zawarłem kiedyś ugodę. Fakt - chciałem się z nim sądzić przed sądem koleżeńskim ale w końcu odpuściłem zawierając ugodę - ale to nie zmienia nic jeśli chodzi o sam fakt popełnienia przez niego donosu. Vide pismo1 i pismo2.
Z tym honorem to może i coś jest na rzeczy, bowiem po uhonorowaniu w ten sposób nieetycznej postawy powinienem odesłać do ZG PTTK przeciętą na pół legitymację członkowską i podziękować za jakąkolwiek współpracę. Tyle że zbyt wielu osobom bym w ten sposób sprawił radość.
Co do współpracy i działactwa na szczeblu wyższym niż oddział to przeszło mi to jakiś czas temu. W kadencji 2001 - 2005 uczestniczyłem z głosem doradczym w zebraniach Komisji Turystyki Górskiej ZG PTTK. Był to czas w 90% stracony. Ale jakże to cenna była nauczka.
Wnioski są proste - nie pchać się do jakichkolwiek władz bo w pojedynkę nie zdziała się absolutnie nic, co najwyżej straci się nerwy od walenia głową w betonową ścianę. Za to, to co daje efekty to rozliczanie ZG i komisji z działań (a raczej ich braku), egzekwowanie swoich praw i ujawnianie wszelkich nieprawidłowości.
Na czym polega demokracja socjalistyczna w PTTK? Ano chociażby na tym, że tzw. prezentacja kandydatów do władz polega na odczytaniu nazwisk oraz krótkim opisie dokonanym przez prowadzącego tę "prezentację". Nie ma mowy o samodzielnej prezentacji się kandydatów, że nie wspomnę o odniesieniu się do jakichkolwiek kwestii programowych. O zadawaniu pytań kandydatom to już kompletnie można zapomnieć. Wszystko rozgrywa się w kuluarach.
Kolejna kwestia to brak ograniczenia liczby kadencji. W normalnym układzie po dwóch kadencjach powinien być koniec ale nie w PTTK...
Ciekawe ile zasłużonych działaczy obrzuci mnie największą petetekowską inwektywą tzn. że jestem sfrustrowanym pieniaczem. Tyle że ja mam pewien kręgosłup którego nie da się zgiąć i mierzi mnie politykierstwo, zapowiadanie odejścia po czym kandydowanie, wchodzenie w układy i układziki czyli w to co pozwala funkcjonować działaczom ZG.
Współpraca z ZG może mnie interesować właściwie wyłącznie w dwóch przypadkach:
jako zarządca komisaryczny lub jako audytor do przeprowadzenia audytu funkcjonowania ZG i jego biura ;-)
I tym optymistycznym akcentem kończę :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz